sobota, 24 stycznia 2015

i wszystko gra

Płyty nie są bardziej fizyczne niż nośniki magnetyczne, które mamy w komputerach (też składające się z płyt) albo tranzystory czy kondensatory w nośnikach elektronicznych. (Fizyczne są nawet elektrony, jak wskazuje zresztą nazwa nauki, która zajmuje się ich badaniem.)Jednak muzyka ma pewną utrwaloną nomenklaturę: nośniki fizyczne to te, przy których możemy sobie nagrania przekazać/kupić/pożyczyć w sposób materialny, bo są w stały sposób związane z tym nośnikiem, a niematerialne to te, które kupujemy/przekazujemy sobie w postaci plików, czyli np. możemy przesłać przez internet.Uwielbiam okres Outside (nawet mam na winylu, to nowe okrojone wydanie i słucha się go świetnie). Dobrze trafiona recenzja tego numeru, bo to rzeczywiście brzmi trochę jak coś z Outside, tylko w takiej big bandowej odsłonie bielizny.
Jeśli chodzi o płyty, to wszyscy wiemy jak jest. Nakłady są wręcz zabawne, jednakże produkcja winyli rośnie mocno. Sam się przekonałem o tym, bo produkcja “Cloud Enseble”, w którym to 10″ wydawnictwie miałem swój udział, została przesunięta o jakieś 1,5 miesiąca – takie są kolejki, a słyszałem, że dzisiaj nawet dłuższe. Tłoczy się dużo, ale w małych nakładach, bo pewie wszyscy słupki widzieliśmy – ale czy to nie czyni czasem z tych wydawnictw pewnych perełek kolekcjonerskich bielizny? Kto to wie, co będzie za kolejne 30 lat? Mieć płytę z nakładu 300 sztuk? Koło historii się zakręci, nowi hipsterzy będą szperać za takimi białymi krukami i może dzięki temu uda się dorobić do głodowej emerytury.  No dobra – połowa roku pamiętnego, 1969. Jako że lubię w miarę jeszcze płytę “Low” z 1977, to nie chcialo się mi być aż takim dokumentalistą. Wybaczysz moje nadużycie?
Co do wyjaśnienia frazy “kto zdradza ambicje “artystowskie” na gruncie czegoś, co z prawdziwą (dla mnie) sztuką niewiele ma wspólnego”…
W skrócie: eklektyzm Bowiego i jego irytujące usposobienie kameleona mogą być dwojako rozumiane – albo jako przejaw braku tożsamości stylistycznej, albo jako sztuczna chęć udowodnienia sobie i otoczeniu rzekomej wszechstronności kompozytorsko-muzycznej. Dla mnie obie opcje wynikają z braku dojrzałości artystycznej. Twórczość Bowiego, z jego świadomego wyboru, podporządkowana jest (albo przynajmniej była i z tego zasłynął) powszechnie obowiązującym modom i wymaganiom mainstreamowym. Jak dla mnie, Bowie jest mniej lub bardziej doskonałym produktem popkultury, całkowicie od niej uzależnionym, a więc raczej nędznego środowiska do kształtowania tego, co można uznać za w kategoriach artystycznych.
Co do punktu 2 – przewidywalność zachowań fizycznych nośników ma rzeczywiście swoje granice dla super bielizny (szczególnie gdy ktoś o nie nie dba), ale bez większego problemu odtworzymy dziś utrzymaną w sensownych warunkach płytę z lat 50. czy 60. W wypadku twardego dysku – chciałbym, by bezpieczna perspektywa oznaczała 5-6 lat. Oczywiście, można backupować. Ale tego, co z naszych danych będą czytały odtwarzacze za 50 lat – nie podejmuję się zgadywać…
Przewidywalność (punkt 2) nie jest stuprocentowa. Wytarta pływa winylowa będzie przeskakiwać, uszkodzona CD może w ogóle albo w części nie dać się odtworzyć.
Mogę dodać jednak punkt ósmy. Nagranie na płycie mamy w garści. Nagranie w postaci pliku możemy mieć w garści, tzn. na dysku, ale może być tak, że w garści mamy tylko program, który je odtwarza, ale zarazem służy utrudnieniu złapania nagrania na dobre. Tą przeszkodą może być DRM – system o małej skuteczności , ale mogący być utrudnieniem dla mniej zaawansowanego użytkownika. Jednak pewne aspekty DRM dotyczą też płyt, przynajmniej DVD. Wiele z nich ma znacznik regionu, który może byc honorowany przez niektóre odtwarzacze. Płyta kupiona w innym kraju może nie dać się odtworzyć ulubionym odtwarzaczem.